Zwijane Menu

Get your dropdown menu: profilki

11/07/2014

Ostateczna Granica - Recenzja filmu Interstellar





Ostateczna granica



Podobnie jak w „Kontakcie” są tu podróże międzygwiezdne, odkrywanie nieznanego, i wielkich pytań, na które nie znamy odpowiedzi. Czy pojawił się na horyzoncie następca „Odysei” Kubricka Czy tylko obraz udający filozoficzne dzieło ?



        Pamiętacie ze szkoły paradoks bliźniąt? Jest dwóch braci. Jeden jest astronautą i udaje się w podróż kosmiczną. Kiedy wraca, bliźniak na ziemi będzie starszy od swojego brata-kosmonauty. Paradoks bliźniąt zwany także paradoksem zegarów to bardzo znany eksperyment myślowy traktujący o teorii względności. Dla najnowszego filmu Nolana jest to część osi fabularnej. Jest to bardzo ładne emocjonalne tło dla opowiadanej historii. Jednak nie jest to element najważniejszy w filmie.
        Z początku znajdujemy się na Ziemi. Zdewastowanej, targanej zmianami klimatycznymi, pogrążonej w kryzysie. Wojsko dawno przestało istnieć, podobnie jak NASA i wiele innych podobnych organizacji. Z tego zgiełku wyłania się bohater, inżynier i genialny pilot Cooper (Matthew McConaughey) obecnie żyjący skromnie, hodujący kukurydzę. To jeden z ostatnich wymierających gatunków roślin które człowiek może jeść. Od razu po ekspozycji Cooper dostaje propozycję nie do odrzucenia. Jest ostatnią nadzieją na uratowanie ludzkości, a rozwiązanie znajdzie po drugiej stronie wszechświata. Tak więc Cooper i trzech innych astronautów wykorzystuje tunel czasoprzestrzenny i pokonują ostateczną granicę.

        Czy faktycznie jest to, parafrazując słowa z czołówki „Star Treka”, wędrówka statku kosmicznego, lecącego z misją odkrywania nowych, nieznanych światów, poszukiwania życia i cywilizacji; śmiałego podążania tam, gdzie jeszcze nikt wcześniej nie dotarł? Częściowo tak. Mamy do czynienia z nowymi nieznanymi światami, zagięciem czasoprzestrzeni, dylatacją czasu, czy próbami znalezienia odpowiedzi na wielkie pytania. Jednak tematy te zostały poruszone delikatnie. Zaś wielkie pytania wcale nie niosą za sobą głębokiego, filozoficznego przesłania. Na całe szczęście nie uświadczymy też ciężkiego patosu, ani moralizatorskiego morału.
       Po obejrzeniu zwiastunów obawiałem się, że Nolan będzie chciał stworzyć drugą „Odyseję kosmiczną”. Reżyser poszedł w innym kierunku, jednak widoczne są pewne inspiracje - podróż do czarnej dziury, czy wizualna strona przeprawy na krańce wszechświata sprawią wrażenie dziwnie znajomych. Podobnie jest z muzyką. Zimmer wydaje się czerpać inspiracje ze „Wschodu Słońca” Strausa, który głęboko wszedł do popkultury właśnie dzięki „2001: Odyseii kosmicznej”. Słyszymy tam dudniące i wibrujące dźwięki, które wprawiają widza w jeszcze głębsze osamotnienie. Miałem wrażenie, że przez cały film muzyka była czymś pomiędzy melodią z „Odysei...” a rewelacyjnym dziełem Philipa Glassa z „Koyaanisqatsi”. To co słychać w tle dobrze pasuje do obrazu a ten z kolei potrafi zaprzeć dech w piersi.


      
         W przypadku obrazu mamy faktycznie do czynienia z dziełem. W pełnym tego słowa znaczeniu. W każdym calu widać ogrom pracy jaki został włożony w stworzenie najdrobniejszych szczegółów. Jeśli mogę pokusić się o porównanie, to „Grawitacja” wypada przy widowisku Nolana wyjątkowo mizernie. Zarówno pod względem efektów specjalnych, jak i fabularnie. W „Interstellar”ukazanie przestrzeni kosmicznej wyszło chyba najlepiej ze wszystkich filmów s-f jakie powstały. Klaustrofobiczne piękno kosmosu powoduje, że widz czuje się niezwykle osamotniony, mały i zupełnie bezradny. Ilekroć pojawia się to uczucie, zostaje szybko przełamane.       Wszystko jest zrównoważone emocjonalnie. Reżyser doskonale wie, kiedy rozbawić widza, a kiedy wzruszyć; kiedy trzeba się bać razem z bohaterami i odetchnąć z ulgą, gdy zagrożenie minie. Mimo tych wszystkich emocji jakie można poczuć oglądając film aktorzy nie zagrali. Inaczej, zagrali drętwo, bez wyrazu. Fakt McConaughey pokazał klasę, mogę powiedzieć, że poczułemsympatie do jego bohatera, jednak wciąż czegoś brakowało. A pozostali astronauci? Jacyś tam byli, ale bardziej zapamiętałem zabawnego, sypiącego dowcipami robota wojskowego niż postać Anne Hathaway. Szkoda, że nie został rozwinięty wątek relacji między Cooperem a jego córką(i problematyka filmowej „dylatacji czasu”). Owszem jest konflikt oklepany bo oklepany, ale sprzedany w nowym, ładnym opakowaniu. Można było przecież rozbudować. W końcu nie wiadomo co czeka zarówno ojca jak i córkę. Szkoda, są to zaledwie epizody, teoretycznie ważne, ale w praktyce schodzące na dalszy plan.



       W filmie jest kilka nieścisłości, ale pomimo tego efekt końcowy jest dobry. Nie mamy do czynienia z arcydziełem, ale  film zdecydowanie jest warty uwagi. To ciekawa opowieść o pogrążającej małego i bezbronnego człowieka przestrzeni kosmicznej, złej i niegościnnej. A jednak, hipnotyzująco pięknej. Chociaż w „Interstellar” nie znajdziemy laserów, bitew kosmicznych, zbuntowanych robotów i wrogich obcych cywilizacji, (jak w „Strażnikach Galaktyki na przykład) to  opowieść, połączona z niezwykłym obrazem i muzyką,  wciska widza w fotel. I w całej tej emocjonalnej kumulacji, która potrafi sięgnąć zenitu, jest to film bardzo lekki i przyjemny w odbiorze. Bez ciężkich treści, nad którymi człowiek się zastanawia, i z powodu których popada w depresję. Nie zdziwię się, jeśli to będzie obraz wielokrotnie cytowany w przyszłości. Kto wie, czy z czasem nie zostanie nazwany przez znawców kina klasykiem, w dodatku takim, do którego się chętnie wraca.
Moja ocena: zasłużone 7/10



„Interstellar” reżyseria: Cristopher Nolan. Występują: Matthew McConaughey, Anne Hathaway Michael Caine zdjęcia: Hoyte Van Hoytema Muzyka Hans Zimmer 

Recenzował Łukasz Dobromir Daczewski AKA Loki :)

ps. Dziękuję osobom bez których napisanie tej recenzji było by  prawdziwym polonistycznym piekłem.

2 comments:

  1. Właśnie się ciągle zastanawiam czy iść na to do kina, ale coś czuję, że się nie zawiodę :D Z pewnością wyciągnę mojego Wilkeła i pójdziemy ^^

    ReplyDelete